24 kwietnia 2012

Początek

Oddychała szybko, wiatr dął między drzewami. Krople deszczu uderzały tak mocno, że czuła ból w miejscach gdzie zatrzymywały się na jej ciele. Wokół panował mrok, przerażający i nieprzenikniony. Księżyc skrył się za burzowymi chmurami, a nafta w lampie już dawno się wypaliła. Gonił ją, wiedziała o tym. Wiedziała też że prędzej czy później ją dopadnie, a wtedy już nikt jej nie uratuje. Więc biegła, na oślep, bez przerwy, przed siebie. Raniąc twarz i ręce o gałęzie, potykając się co kilka kroków, rozrywając czerwony płaszczyk i białą koronkową sukienkę. Starała się zachowywać jak najciszej, burza pomagała zagłuszając jej kroki. Ona też nie słyszała jak daleko jest pogoń, ale to jej nie martwiło. Czuła koło siebie ciepło Lupusa, pędził co tchu tuż przy jej udzie, dodając otuchy. Odnalazł ją i pomógł uciec. Poczuła w sercu cień radości na tę myśl. Jest przy niej i nie musi być sama w tą straszną noc, od której zależy reszta jej życia. Grzmot przetoczył się po lesie na chwilę oświetlając drogę. Piękne smugi rozjaśniały nocne niebo nadając mu różowo-fioletowy odcień. Kilka sekund wystarczyło by między drzewami ujrzała drogę. Skorygowała trochę kierunek i popędziła w tamtą stronę. Jednak noc na chwilę ustąpiła nie tylko dla niej. Kolejny huk rozdarł noc. Usłyszała jeszcze tylko cichy skowyt i odgłos padającego ciała. Martwego ciała. Nie zatrzymała się ani nie odwróciła. Jedynie serce na chwile poderwało się do gardła. Nogi zmiękły, ale biegła nadal. Niewidoczna ręka złapała ją za gardło pozbawiając na chwilę tchu. Jedna, wielka łza spłynęła po brudnym i mokrym już policzku. Teraz była sama. 

***

Czarny kot przebiegł przez pokój miaucząc głośno i z naganą. Nie doczekując się odpowiedzi, popędził z powrotem żaląc się głośno na ignorancje jaka zapanowała w domu tego ranka. Jego pani leżąca na łóżku z kwiecistą poduszką na głowie, poruszyła nogą wystawiając ją poza krawędź. Onyks zwiedziony tą zagrywką pobiegł znów w kierunku drzwi. Noga wróciła, kryjąc się pod ciepłą kołdrą, w te same co na poduszce błękitne kwiaty. Tego było za wiele, małe kocie łapki zatupały po drewnie, zaszeleściły mknąc po dywanie i z pełnego rozpędu wylądowały na posłaniu tuż obok skrytej głowy. Kot zmieści się wszędzie tak gdzie kocia głowa, a głowa Onyks bez problemu zmieściła się w niewielkim otworze, który śpiąca zostawiła sobie do oddychania. Zimny nosek dotknął nosa Lena, a łapka z jeszcze schowanymi pazurkami szturchnęła ją w policzek. Nie było wyjścia, z cichym westchnieniem podniosła się i w ślad za czarnym niewdzięcznikiem poczłapała w kierunku drzwi. Po drodze spojrzała na zegarek wiszący w przedpokoju, było dwadzieścia po szóstej, pod własnym dachem wyhodowałam sobie prawdziwą bestię, pomyślała. Na zewnątrz było ciepło, gdyby nie dreszcze wywołane nagłym przebudzeniem, Lena zapewne zatrzymałaby się w progu by rozciągnąć ciało po nocy i odetchnąć świeżym powietrzem pachnącym trawą, kwitnącymi drzewkami i słońcem. Niestety tego dnia szczytem jej możliwości było jeszcze jedno westchnięcie i ciche pytanie:
-Onyks, zdążysz wrócić?- ziewnęła w kierunku szybko oddalającego się zwierzaka. Zatrzymał się i na chwilę odwrócił obdarzając ją spojrzeniem, które dobitnie świadczyło o tym ,że do pracy się raczej tego ranka nie wybiera.
-Pięknie-burknęła pod nosem. -Perełko... -zawołała błagalnie zamykając drzwi. Biało-czarna kociczka wynurzyła łepek z kuchni. Przeciągnęła się leniwie i patrząc łaskawie na swoją panią, miękkim krokiem ruszyła w kierunku wiklinowego koszyka stojącego w przedpokoju. Wróżka, wiedźma, czarownica czy jak ją tam zwali musi mieć kota. Czarnego kota. Cóż z tego że kolor sierści w rzeczywistości nie ma najmniejszego znaczenia? I tak jej klientki będą dopytywać czemu kot nie jest czarny. Skoro przewidywała przyszłość to przecież mogłaby sprawić sobie takiego kota jak potrzeba. Dziś nie miała już wyboru. Z zamkniętymi oczyma ruszyła z powrotem w kierunku sypialni.



***





*Dla K. na specjalne życzenie